O związkach
Dzisiaj usłyszałem pewien utwór muzyczny sprzed lat... no i w konsekwencji przypomniał mi się Stachura piszący list do siebie samego.
Co ja bym napisał do Roberta w dalekiej przeszłości? Gdybym musiał wybrać tylko jedną rzecz do przekazania?
Napisałbym o związkach, relacjach damsko-męskich.
Bo to najważniejsza sprawa w życiu, która może Cię uskrzydlić lub zniszczyć na zawsze... sprawić, że nie skończysz studiów, że stracisz mieszkanie i pracę, że zachorujesz i znajdziesz się na krawędzi... lub nawet kogoś zabijesz. Konsekwencje są doniosłe i rozległe.
Istnieje sporo teorii na temat związków.
Że trzeba bardzo się angażować i pracować nad relacją... lub wręcz odwrotnie: dawać poczucie niepewności.
Że trzeba poświęcać sobie dużo czasu... lub wręcz przeciwnie: że trzeba dawać sobie sporo swobody.
Że kobiety lecą na kasę i musisz ją mieć... lub że to krucha płaszczyzna i kończy się katastrofą.
Że musi być wspólny system wartości, wspólne zainteresowania... lub wręcz przeciwnie: ciągłe zaskakiwanie i odmienność.
Że dziecko cementuje związek... lub że jest jego końcem.
Że związek rozpada się, gdy tłamsi go zazdrość... ale rozpada się także, gdy jej nie ma.
I można by tak długo wyliczać....
Ale wszystkie te teorie są zupełnie bez znaczenia. Recepty zaiste kłamliwe i naiwne.
W istocie swojej liczy się tylko jedno: czy ktoś nadaje się do bycia w związku czy nie.
Jeśli nie nadaje się (z natury), a w zasadzie nie potrzebuje go nawet (bo myli sporadyczną potrzebę bliskości z potrzebą związku... bo wszystkie koleżanki wyszły już za mąż... bo w filmie fajnie to wyglądało... bo czasami ma ochotę na seks...) - to nic z tego nie wyjdzie bez względu na to, jaką strategię się wybierze i jaki styl relacji. Związek rozpadnie się nie dlatego, że zrobiłeś coś nie tak (to słynne poczucie winy), ale dlatego że w zasadzie od początku był skazany na niepowodzenie... bo ta druga strona najzwyczajniej w świecie nie nadawała się do bycia w związku (i tak naprawdę nigdy go nie potrzebowała).
Społeczne przekonanie, że każdy ma predyspozycje do tworzenia związku - jest największym kłamstwem naszej kultury!
Tę prawdę bym sobie przekazał. Nic bardziej nie byłoby w stanie zmienić mojego życia w przeszłości.
Ot, co!
Co ja bym napisał do Roberta w dalekiej przeszłości? Gdybym musiał wybrać tylko jedną rzecz do przekazania?
Napisałbym o związkach, relacjach damsko-męskich.
Bo to najważniejsza sprawa w życiu, która może Cię uskrzydlić lub zniszczyć na zawsze... sprawić, że nie skończysz studiów, że stracisz mieszkanie i pracę, że zachorujesz i znajdziesz się na krawędzi... lub nawet kogoś zabijesz. Konsekwencje są doniosłe i rozległe.
Istnieje sporo teorii na temat związków.
Że trzeba bardzo się angażować i pracować nad relacją... lub wręcz odwrotnie: dawać poczucie niepewności.
Że trzeba poświęcać sobie dużo czasu... lub wręcz przeciwnie: że trzeba dawać sobie sporo swobody.
Że kobiety lecą na kasę i musisz ją mieć... lub że to krucha płaszczyzna i kończy się katastrofą.
Że musi być wspólny system wartości, wspólne zainteresowania... lub wręcz przeciwnie: ciągłe zaskakiwanie i odmienność.
Że dziecko cementuje związek... lub że jest jego końcem.
Że związek rozpada się, gdy tłamsi go zazdrość... ale rozpada się także, gdy jej nie ma.
I można by tak długo wyliczać....
Ale wszystkie te teorie są zupełnie bez znaczenia. Recepty zaiste kłamliwe i naiwne.
W istocie swojej liczy się tylko jedno: czy ktoś nadaje się do bycia w związku czy nie.
Jeśli nie nadaje się (z natury), a w zasadzie nie potrzebuje go nawet (bo myli sporadyczną potrzebę bliskości z potrzebą związku... bo wszystkie koleżanki wyszły już za mąż... bo w filmie fajnie to wyglądało... bo czasami ma ochotę na seks...) - to nic z tego nie wyjdzie bez względu na to, jaką strategię się wybierze i jaki styl relacji. Związek rozpadnie się nie dlatego, że zrobiłeś coś nie tak (to słynne poczucie winy), ale dlatego że w zasadzie od początku był skazany na niepowodzenie... bo ta druga strona najzwyczajniej w świecie nie nadawała się do bycia w związku (i tak naprawdę nigdy go nie potrzebowała).
Społeczne przekonanie, że każdy ma predyspozycje do tworzenia związku - jest największym kłamstwem naszej kultury!
Tę prawdę bym sobie przekazał. Nic bardziej nie byłoby w stanie zmienić mojego życia w przeszłości.
Ot, co!
Witam. Jak rozpoznać czy mój partner się nadaję do związku, czy ja się nadaje? Wgłębiając się w swoje ja mogę stwierdzić, że nadaję się do związku bo- myśłę o swoim partnerze gdy myślę o przyszłości, on w niej jest, staram się też żeby moje decyzje były jak najmniej samolubne i chcę tworzyć z nim dom, chcę dawać mu to czego potrzebuje, nie zapominając o sobie, jeśli i on tego pragnie to chyba będzie dobrze :)? Najwięcej dajesz z siebie gdy poświęcasz czas drugiemu człowiekowi, jesteś, to oznacza, żę się nadajesz do związku .
OdpowiedzUsuń