Ludzie wokół
Lenka skończyła brać chemię. Przy okazji wyszła na jaw moja naiwność, bo byłem przekonany, że "sześć serii chemii" oznacza przyjmowanie sześciu butelek chemikaliów w ciągu sześciu kolejnych dni. A tu raczej chodzi o sześć takich sesji, które odbędą się w najbliższych miesiącach.
Powrót do domu miał nastąpić już wczoraj, ale okazało się, że Lenka dostała silnego bólu zęba, cała twarz spuchła, a w dziąsłach pojawiła się ropa. Większość dentystów miała już wolne, a pozostali nie chcieli się podjąć interwencji, gdy dowiedzieli się, że dziecko jest po chemii. W końcu jeden prywatny gabinet w Katowicach zgodził się. Było wyrywanie zęba, co Lenka zniosła w miarę dobrze (ale po tym wszystkim, co przeszła, cóż znaczy wyrwanie zęba?!).
Dzisiaj opuchlizna zeszła i byłoby już wszystko dobrze, gdyby nie wyniki badania krwi. Okazało się, że ilość leukocytów spadła prawie do zerowego poziomu. Każda najmniejsza infekcja może ją zabić. Obecnie przebywa w oddzielnym pokoju, do którego nikt nie ma wstępu. Podawane ma preparaty, których zadaniem jest odbudowa leukocytów. Podobno największe spustoszenie w organizmie panuje 10 dni po chemii.
====
Od momentu, gdy dowiedziałem się o nowotworze w mózgu mojej córki, wiele osób niesie mi wsparcie. A jest ono potrzebne każdemu rodzicowi w takiej sytuacji. Nawet zwykła rozmowa, wiele znaczy. Takie wyrazy zainteresowania często płynęły od osób, które nigdy bym o to nie podejrzewał, z którymi wcześniej zamieniłem zaledwie kilka zdań. Niektórzy z nich po prostu dodawali otuchy, ktoś przyobiecał modlitwy (szczere), inni przekazywali konkretne informacje, które mogą pomóc. Szczególnie dziękuję znajomym z pracy, Agnieszce (która zawsze podpowiada konkretne rozwiązania - takie lubię najbardziej!), Rafałowi (także za konkrety) i wielu innym osobom za otuchę. Dziękuję Basi, która "trzyma rękę na pulsie" w Holandii.
Niestety, były i takie osoby, które przekazywały negatywne wibracje, a to twierdząc, że Lenka nie ma raka (że to wymysł), a to sugerując, iż to pewnie jakaś kara za grzechy (i że muszę ukorzyć się), a to wdając się z dysputy teologiczne, w których już nie chodziło o Lenkę, a o to, aby mieć rację i nawrócić grzeszników.
No i pozostaje jeszcze sprawa publicznej wojny pomiędzy oficjalną medycyną a zwolennikami metod alternatywnych. Nie rozstrzygam tego konfliktu. Mam jedynie poczucie smutku, a czasami złości. Ktoś w tej wojnie kłamie, ktoś mówi prawdę. Ktoś robi interesy kosztem umierających dzieci i nie ma przy tym żadnych oporów i wyrzutów sumienia. Układy administracji z przemysłem farmaceutycznym, a z drugiej strony medycyna alternatywna, która daje ludziom niepotrzebną nadzieję sprzedając im "cudowne medykamenty" i "cudowne terapie". Skąd się u niektórych bierze taka bezczelność i pewność siebie? Efekt coachingu lub NLP? Czy nie powinno skracać się o głowę każdego, kto nie potrafi dowieść skuteczności sprzedawanego przez siebie leku lub terapii?
Powrót do domu miał nastąpić już wczoraj, ale okazało się, że Lenka dostała silnego bólu zęba, cała twarz spuchła, a w dziąsłach pojawiła się ropa. Większość dentystów miała już wolne, a pozostali nie chcieli się podjąć interwencji, gdy dowiedzieli się, że dziecko jest po chemii. W końcu jeden prywatny gabinet w Katowicach zgodził się. Było wyrywanie zęba, co Lenka zniosła w miarę dobrze (ale po tym wszystkim, co przeszła, cóż znaczy wyrwanie zęba?!).
Dzisiaj opuchlizna zeszła i byłoby już wszystko dobrze, gdyby nie wyniki badania krwi. Okazało się, że ilość leukocytów spadła prawie do zerowego poziomu. Każda najmniejsza infekcja może ją zabić. Obecnie przebywa w oddzielnym pokoju, do którego nikt nie ma wstępu. Podawane ma preparaty, których zadaniem jest odbudowa leukocytów. Podobno największe spustoszenie w organizmie panuje 10 dni po chemii.
====
Od momentu, gdy dowiedziałem się o nowotworze w mózgu mojej córki, wiele osób niesie mi wsparcie. A jest ono potrzebne każdemu rodzicowi w takiej sytuacji. Nawet zwykła rozmowa, wiele znaczy. Takie wyrazy zainteresowania często płynęły od osób, które nigdy bym o to nie podejrzewał, z którymi wcześniej zamieniłem zaledwie kilka zdań. Niektórzy z nich po prostu dodawali otuchy, ktoś przyobiecał modlitwy (szczere), inni przekazywali konkretne informacje, które mogą pomóc. Szczególnie dziękuję znajomym z pracy, Agnieszce (która zawsze podpowiada konkretne rozwiązania - takie lubię najbardziej!), Rafałowi (także za konkrety) i wielu innym osobom za otuchę. Dziękuję Basi, która "trzyma rękę na pulsie" w Holandii.
Niestety, były i takie osoby, które przekazywały negatywne wibracje, a to twierdząc, że Lenka nie ma raka (że to wymysł), a to sugerując, iż to pewnie jakaś kara za grzechy (i że muszę ukorzyć się), a to wdając się z dysputy teologiczne, w których już nie chodziło o Lenkę, a o to, aby mieć rację i nawrócić grzeszników.
No i pozostaje jeszcze sprawa publicznej wojny pomiędzy oficjalną medycyną a zwolennikami metod alternatywnych. Nie rozstrzygam tego konfliktu. Mam jedynie poczucie smutku, a czasami złości. Ktoś w tej wojnie kłamie, ktoś mówi prawdę. Ktoś robi interesy kosztem umierających dzieci i nie ma przy tym żadnych oporów i wyrzutów sumienia. Układy administracji z przemysłem farmaceutycznym, a z drugiej strony medycyna alternatywna, która daje ludziom niepotrzebną nadzieję sprzedając im "cudowne medykamenty" i "cudowne terapie". Skąd się u niektórych bierze taka bezczelność i pewność siebie? Efekt coachingu lub NLP? Czy nie powinno skracać się o głowę każdego, kto nie potrafi dowieść skuteczności sprzedawanego przez siebie leku lub terapii?
Komentarze
Prześlij komentarz