Zmieniać świat... czy zmieniać  siebie?

Jak mawiał Marks: "Filozofowie różnie interpretowali świat. Chodzi jednak o to, aby go zmieniać". Dlatego też późniejszy ruch marksistowski, ale także socjalistyczny - był nastawiony na rewolucje. Zniesiono pańszczyznę i system feudalny, ograniczono rolę religii, wyzwolono wiele krajów spod władzy imperialistów zachodnich. Ten proces nie jest zakończony i ciągle trwa.

W Polsce - we wczesnych latach '80 - wrzało. I wcale nie mam tu na myśli ruchu Solidarności, Wałęsy, strajków, stanu wojennego i całego tego Układu Okrągłego Stołu. Chodzi raczej o wczesny Jarocin i polski rock, który nie tyle chciał obalenia systemu PRL (bo to bardzo płytkie myślenie), ale obalenia SYSTEMU w ogóle. Obalenia systemu światowego.

Trochę byliśmy spadkobiercami brytyjskiego punk'a - a im przecież nie chodziło o obalenie PRL (nawet nie wiedzieli o jego istnieniu)... nam również nie o to chodziło. Należało zmienić wszystko to, co nagromadziło się przez ostatnie dwa tysiące lat, co zalegało na ulicach cywilizacji zachodniej i zaczynało coraz bardziej śmierdzieć.

Dlatego właśnie wrzało. Byliśmy przekonani, że lada dzień to wszystko WYBUCHNIE, upadnie, rozsypie się, że parlamenty wszystkich państw zaczną płonąć, a świat zmieni się bezpowrotnie.

Temu wszystkiemu wtórowała polska muzyka rockowa - tak się przynajmniej wtedy wydawało. Chcieliśmy wszyscy zmieniać świat (w dosłowny sposób), zmieniać rzeczywistość, zaczynając od rządów, poprzez administrację, system prawny, likwidację religijnej hegemonii... a kończywszy na usunięciu zdeformowanej mentalności starego pokolenia naszych rodziców.

W drugiej połowie lat '80 wydarzyło się jednak coś dziwnego. Polska znalazła się pod dużym wpływem ruchów religijnych pochodzących z Indii (krysznowcy, buddyści), które napływały do nas po wcześniejszej filtracji z Europy Zachodniej. Zaczął się także powoli rodzić ruch coachingowy, doskonalenie "duchowe", ścieżki rozwoju osobistego, pogłębianie świadomości i tym podobne praktyki. 

Nagle, ikona ruchu buntowniczego, ikona polskiego rocka (Sztywny Pal Azji) wypuszcza utwór, w którym padają te słowa: "Nie walczę już z nikim, nie walczę już o nic. Palą się na stosie moje ideały. Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały".

Świetne wykonanie, sugestywne słowa. Ale też jednoznaczne zaprzeczenie tego wszystkiego, co nam towarzyszyło jeszcze kilka lat wcześniej.


Pamiętam, że poczułem się wtedy bardzo dziwnie słuchając tej piosenki na moim kaseciaku. Ikona naszego ruchu porzuca swoje (nasze) ideały, odcina się i stwierdza, że była wtedy mała, jutro dopiero będzie duża.

"Kropką nad i" był następny utwór, w którym padają słowa: "Nie zmienię świata, nie zmienię! Nie mam żadnych złudzeń. To nie uda się nikomu. Choć rewolucje są dla ludzi. [...] To wszystko jest utopią... Ale mogę zmienić się sam i mogę zmienić ciebie...".


To moment, w którym następuje zmiana paradygmatu społecznego w Polsce: Nie zmieniamy już świata zewnętrznego. Zmieniamy siebie: myślimy pozytywnie, przekształcamy naszą świadomość, zauważamy piękno (pomijamy zło), wizualizujemy, rozwijamy się wewnętrznie (bo tam jest problem, a nie w świecie zewnętrznym). 

Na początku lat '90 większość społeczeństwa była już sformatowana pod tym kątem. Gdy ludzie zaczęli narzekać na olbrzymie bezrobocie w III RP, gdy zaczęli mieć pretensje do nowego systemu, Balcerowicz gasił te nastroje wmawiając ludziom, że muszą ukończyć studia, aby mieć pracę (najlepiej "marketing i zarządzanie")... a potem muszą ukończyć drugie studia (bo nadal nie mieli pracy) i trzecie, i czwarty język obcy opanować... który świetnie przydawał im się w pracy w McDonald's. Jeśli nadal powodziło im się źle... jeśli nadal nie mieli pracy - to wina jest w nich (a nie w świecie zewnętrznym). Muszą zmienić swoje myślenie, zacząć myśleć pozytywnie, wizualizować swój sukces... Oczywiście, norweski rybak, który rozładowywał skrzynie ze śledziami w porcie i zarabiał dziesięć razy więcej niż Polak - nie musiał kończyć żadnych studiów ani uczyć się języków: po prostu miał pracę i godnie zarabiał bez pozytywnego myślenia i wizualizacji sukcesu... ale o tym Balcerowicz i jego koledzy nie wspominali wtedy.

W muzyce rockowej (której twórcy stanowili przecież autorytet dla całego pokolenia młodzieży) następowały ostatnie podrygi. Zespół Tilt jeszcze nadawał w starym tonie: "Nie wierzę politykom! Nie! Nie wierzę!".


Piękny, antysystemowy utwór... Ale niewiele czasu minęło, a lider zespołu - Tomasz Lipiński - całym sercem wspomagał kampanię wyborczą polityków, którzy dzisiaj tworzą PO. Potem trochę się rozczarował... i zwrócił się w stronę PiS... po czym znowu się rozczarował i ponownie wrócił do tezy "Nie wierzę politykom". Pomińmy to milczeniem.

Wszystkie nastroje rewolucyjne były już wtedy w Polsce wygaszone. Okazało się, że wielu muzykom chodziło o likwidację systemu PRL, a nie o likwidację SYSTEMU. Nie zrozumieliśmy się. Artyści urządzili się w nowym bagnie, czerpali zyski, wspomagali SYSTEM i tworzyli jego trzon...

Z perspektywy czasu można powiedzieć: "Kiedyś byłeś duży... dzisiaj jesteś mały".

W następnych dekadach, nawet jeśli ktoś zauważał defekty III RP - radzono mu zmienić perspektywę postrzegania... a nie zmieniać sam system. I ten stan trwa do dzisiaj, choć nieśmiało zaczyna się coś w tym temacie zmieniać.

Niedawno ukazał się ciekawy artykuł psychiatry Sławomira Murawca, który woła o opamiętanie: zmiana swojego wnętrza, zmiana swojej perspektywy patrzenia - zazwyczaj niewiele zmienia. Świat zewnętrzny (który jest rzeczywistą przyczyną naszych problemów) pozostaje niezmieniony, a więc i nasze problemy pozostają (mogą jedynie zostać upudrowane). Rozwój wewnętrzny jest oczywiście ważny i czasami coś zmienia... ALE nie jest najważniejszy i nie zmieni naprawdę naszego życia w tym realnym zewnętrznym świecie. W tym celu musimy zmienić rzeczywistość, nie tylko siebie. Innymi słowy: "Nie nazywajmy szamba perfumerią. Bo nawet jeśli uwierzymy, że szambo jest perfumerią - ono nadal pozostanie szambem".

Artykuł Sławomira Murawca: [ TUTAJ ].


Komentarze