Omijać szczyty
Rok temu Radunia nauczyła mnie, że nie szczyt góry jest najcenniejszy. W tym roku wszystko potwierdziło się. Wędrowałem sobie dolinami na obrzeżach Masywu Raduni. Teren niemal płaski.
Zacząłem się także zastanawiać, dlaczego ludzie lubią zdobywać szczyty, skąd to się bierze. Zazwyczaj, szczyt góry oferuje mniej atrakcji przyrodniczych i krajobrazowych niż jego obrzeża.
![]() |
| Okratek australijski (grzyb) |
![]() |
| Nawłoć - przysmak owadów |
Po drodze obserwowałem szerszenie. Ponoć żywią się także pyłkiem kwiatów (muszę się temu kiedyś przyjrzeć), ale w tym konkretnym miejscu szerszeń zdecydowanie zaczepiał trzmiela (próbował oderwać go od nawłoci).
Gdy obserwowałem szerszenie, Lenka zapytała się mnie z troską: "Tata... czy ty na pewno wiesz, co robisz?".
Uśmiechnąłem się. "- Na pewno".
Po drodze napotykaliśmy dziesiątki mrowisk. Te cywilizacje mrówek bardzo zainteresowały Lenkę. Dziwiła się, że tak dużo tych kopczyków w lesie.
Najlepsze w tym wędrowaniu było to, że nie napotkaliśmy ani jednego człowieka, cały Masyw do nas należał. Połowa Wrocławia wspinała się na Ślężę, znacznie mniejsza grupa na Radunię... a tu w dolinie nikogo! Wspaniale!
W lesie spędziłem trochę czasu na szukaniu "Czarnego Źródła". Pomimo tego, że zła lokalizacja na mapie (poprawiłem już mapy) to udało się w tych chaszczach znaleźć.
Upał straszliwy, susza... a tu się ostało jednak trochę wody dla zwierząt.
Dalej, dawne kamieniołomy chromitu, no i Czernica (mała górka pokryta dębami karłowatymi).
Dziękuję, Radunio!
Więcej o Radunii: TUTAJ.














Komentarze
Prześlij komentarz