Wstyd

Zdarzają się takie dni... takie tygodnie... a nawet miesiące... gdy każde zdarzenie i każda napływająca wiadomość - jest zła. To wbrew rachunkowi prawdopodobieństwa.

Dzisiaj wstałem w nawet dobrym nastroju... Wolny dzień, więc postanowiłem nadrobić zaległości w banalnych sprawach życia codziennego. Nastawiłem moje zegarki (zmiana czasu), zrobiłem sobie dobre śniadanie (ryż, miód, jabłko, cynamon, pomarańcza, żurawina, kawa). Kupiłem dwa pudełka plastikowe na Allegro na sprzęt informatyczny.


Epos

 

Obiecałem także kupić sobie srebrny widelec... bo srebrne łyżki już mam. 

Dlaczego akurat srebrne i dlaczego to akurat dla mnie ważne? Jeśli nic nie przychodzi Ci do głowy, to znaczy, że nigdy nie studiowałaś/-łeś tematu srebra (naczyń / sztućców). 

Chciałem w ramach minimalizmu mieć swoją jedną srebrną łyżkę i jeden srebrny widelec... jak buddyjski mnich... w wędrownym tobołku. I tu zaczęło się robić ciekawie. Szukałem informacji jaki metal jest domieszką srebra w sztućcach (czy toksyczny)... i nie znalazłem nic na ten temat.

Zacząłem więc szukać informacji o posiadanych przeze mnie srebrnych łyżeczkach, które są w sumie formą spadku po przodkach... i okazało się, że wcale nie są srebrne (tylko posrebrzane), nie mają stu lat (pochodzą z okresu PRL), a wartość takiej łyżeczki... to 5zł na Allegro.

Tak mi wstyd. Choć to nie moja wina.

BTW, rok temu rozmawiałem z pewną osobą na temat dawnych zwyczajów polegających na przekazywaniu następnym pokoleniom - w spadku lub jako wiano - poduszek i pościeli (pierzyny). Jeszcze moja babcia miała taką perspektywę. Dzisiaj utraciło to sens, wydaje się trochę śmieszne, żenujące, choć po namyśle stanowi dobrą bazę do refleksji na temat rozwoju świata, dziejów, zmian... i tego, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć kierunku tych zmian.

Przypomniała mi się także historia mojego przyjaciela: matka wmówiła mu w dzieciństwie, że jego ojciec zginął lecąc samolotem nad Trójkątem Bermudzkim. Jak się domyślacie, odkrycie banalnej prawdy po latach (ojciec odszedł / rozstał się z matką) było tak żenujące, że aż wstydliwe. Głupszej i bardziej banalnej historii nie można było wymyślić. 

I choć sprawa w ogóle mnie nie dotyczy... i nie jest ze mną w żaden sposób powiązana... wstyd mi. Czuję wstyd.

Pomyślałem sobie także o całym moim życiu... o ludziach, z którymi wchodziłem w bliższe interakcje... o ich późniejszych wyborach życiowych, ich przekonaniach, ich priorytetach, płytkich pobudkach, banalnych fascynacjach... o tym, co im imponuje teraz... jak bardzo jest to głupie i niskie... I zrobiło mi się wstyd. Choć to ich postawy i ich życie - a nie moje.

Najbardziej jednak jest mi wstyd za siebie... nie za nich. Za siebie. Że byli kiedyś dla mnie ważni. Że swoją duszę uwikłałem w takie relacje. Naprawdę jest mi wstyd na samo wspomnienie. I tym razem, to mój wstyd za moje życie.




Komentarze