To nie śmierć... to morderstwo!

W kontekście śmierci przypomniałem sobie o dwóch poważnych schorzeniach współczesnych ludzi. 

1. Pierwsze to zamazywanie rzeczywistości słowami, lingwistyczne fałszowanie świata. Aby zasłonić prawdę. Więc zamiast mówić "zwłoki świni" - mówimy "szynka". O ileż ładniej to brzmi i nie budzi wyrzutów sumienia! Zamiast przypieczony "okres / miesiączka kury", która wyszła przez jej kloakę - mówimy "jajecznica na patelni". Zamiast zmielone szczątki zwierząt - używamy nazwy parówki "Berlinki".

 

Kura

 

 

W mediach obecnie głośno jest o zatruciu Odry i zamordowanych milionach istnień. Tutaj też widać ten typ fałszowania słowami.


Odra


2. Drugim powszechnym schorzeniem współczesnych ludzi jest syndrom sztokholmski. O ile bunt wobec władzy, premiera, korporacji i wobec Seby, który zapierdala po mieście w swoim tuningowanym BMW - jest dosyć powszechny... o tyle bunt wobec Boga / Wszechświata - wciąż jest tematem tabu. Ludzie, niezależnie od wyznawanej religii, pod każdą szerokością geograficzną, przyznają Bogu prawo do odbierania życia. Że niby skoro stworzył i dał życie... to ma też prawo by je odbierać. 

Żeby wyrwać się z tego mentalnego letargu, wyobraźcie sobie matkę, która w miejskim parku wyjmuje w wózka swoje dziecko i podrzyna mu gardło. Przykład makabryczny. Gdy policja próbuje interweniować, matka spokojnie tłumaczy, że nic się przecież nie stało. Spokojnie! Ona jest matką. Dała mu życie, a skoro dała mu życie, to i ma prawo je odebrać. Policjanci kiwają głową ze zrozumieniem... no tak!... i spokojnie odchodzą z miejsca zdarzenia.

Bulwersuje was ten przykład? A przecież takie same prawa przyznajecie (Wy przyznajecie!) Bogu (wersja dla ateistów: Wszechświatowi) i uznajecie, że tak powinno być. Nikt nie oskarża go, nie podaje do sądu, nie wszczyna procesu. 

Wspominałem kiedyś o opowiadaniu pewnego żyda z Auschwitz, Elie Wiesel (noblista), który przytacza "sąd nad Bogiem" przeprowadzony pewnego dnia w jednym z baraków obozowych...

 

Elie Wiesel

 

 

Przypomnę tylko, że słowo "Izrael" oznacza "walczący z Bogiem". Jahwe pokochał ten naród i wybrał ten naród, który z nim walczył.

Może na tym polega ten nasz życiowy kosmiczny sprawdzian: Czy zbuntujemy się, czy powiemy STOP, czy wykrzyczymy nasz ból... czy też damy dupy, bo ktoś powiedział, że "tak trzeba" i że "tak powinno się"... bo to Bóg przecież.

Może autorem tego kosmicznego sprawdzianu jest właśnie On? Może bada nasz stan duszy, nasze przymioty etyczne, naszą umiejętność odróżniania dobra od zła?

A jeśli Boga nie ma? Czy to coś zmienia - gdy zamiast Boga - architektem tego wszystkiego będzie bezosobowy Wszechświat? Jemu dasz już prawo do uśmiercania tego, co stworzył? Czy tak? Drodzy "ateiści z zaawansowanym syndromem sztokholmskim"?


*****

Kilka dni temu napisałem post o tytule "Odeszła". Chciałem, aby to łagodnie brzmiało...

Ale to nieprawda... i zwykłe kurestwo. Ona nie "odeszła", bo to nie była jej decyzja. Nie chciała nigdy nigdzie odchodzić. Ona była esencją życia, z planami na przyszłość. To nie była jej decyzja!

Architekt tego świata doskonale wiedział, co robi stwarzając go. Gdy konstruował zasady zachowania komórek, replikacji DNA, anomalii, entropii, kierunku czasu... Wszystko wiedział. To jest jego świadome dzieło!

 

Langoliery

 

 

*****

Każda śmierć... jej... moja... jest morderstwem. Nawet samobójca opuszcza ten świat z powodu jego kształtu (ciekawe, kto jest autorem tego kształtu?), a nie z powodu życia samego. Nikt nie odchodzi. Każdy zostaje do tego przymuszony. Każdy zostaje tego życia pozbawiony wbrew swojej woli.

Śmierć to eufemizm. Zawsze chodzi o morderstwo. I wiemy, kto za to odpowiada, tylko boimy się o tym mówić.



Komentarze