O porównywaniu się

Modne jest negowanie w dzisiejszym świecie "porównywania się do innych". Kojarzy nam się to źle. Nie dość, że ktoś taki ciągle narzeka, to jeszcze sam siebie zatruwa tym porównywaniem. Ale to raczej płytkie spojrzenie na sprawę.




Zacznijmy od początku. Już starożytni wspominali o negatywnym wpływie porównywania się. Pojawiały się sugestie, że zadowolenie ze swojego obecnego stanu daje spokój (w ich mniemaniu równoważny szczęściu). Sam Budda też to zauważył: źródłem cierpienia jest "chcenie" (jakiekolwiek). I słusznie.

Jednak dopiero w średniowieczu, Kościół ugruntował takie poglądy w tej formie, w jakiej znamy je dzisiaj. Każdy człowiek w systemie feudalnym miał swoje miejsce i była to sprawa bezdyskusyjna. Chłopi (większość społeczeństwa) nie zastanawiali się więc, jak to by mogło być, gdyby byli panami... Urodzili się chłopami i sprawa zamknięta! Obrzydliwie bogatym biskupom (nazwa "ksiądz" wywodzi się od "książę", a "kościół" od "castle") bardzo zależało na tym, aby chłop nigdy nie zanegował ich statusu i nigdy nie zamarzył o takim samym życiu, jakie było ich udziałem. Purpurowi dbali więc o to, aby każdy cham-marzyciel został przykładnie ukarany (jeśli nie było to obdarcie na żywca ze skóry, to przynajmniej odcięcie rąk lub nóg). Porównywanie się, nie przynosiło niczego dobrego.

W średniowieczu każdy znał swoje miejsce. Ksiądz podczas niedzielnych kazań tłumaczył chłopom, że ich nędza jest miła Bogu (błogosławieni biedni / cisi / niebuntujący się / cierpiący - albowiem ich jest Królestwo Niebieskie). Narzekającym na swój los wmawiano, że to kara za ich grzechy. Jeśli nie mieli grzechów - wmawiano, że to skutek grzechu pierworodnego (biskupów oczywiście to nie dotyczyło). Jeśli były to odłamy religijne nie uznające grzechu pierworodnego - wmawiano chłopom, że "kogo Bóg kocha, tego doświadcza" i że Jezus też cierpiał. 

Tak czy siak, chłop miał być biedny, miał akceptować swój los, nie powinien był porównywać się z księżmi - i ogólnie "morda w kubeł", "widły i do gnoju"!

To dlatego rewolucja francuska była takim szokiem dla kleru i dla ich podwładnych burżujów. Chłopi po raz pierwszy odważyli się wejść do pałaców, korzystać z dobrodziejstw, a nawet obcinać głowy swoim "panom" (teoria, że to kara za grzechy arystokracji - jakoś burżujów nie przekonywała. Dziwne!). A potem była jeszcze rewolucja październikowa. Żołnierze sowieccy bijący piłsudczyków i przejmujący polskie arystokratyczne pałace - często nie wiedzieli do czego służy toaleta... widzieli coś takiego pierwszy raz w życiu. Nic dziwnego! Przez całe wieki wmawiano im, że mają być chłopami i że nie wolno pragnąć lepszego życia. Bo Bóg tak chce.

Kościół, pomimo osłabienia, przemycił te idee do wieku XX. Oczywiście, nie udało się to w większości krajów europejskich (emancypacja niższych warstw społecznych już się dokonała i było za późno). Udało się to za to w Polsce, gdzie teoria, że nie "należy porównywać się do innych" - rozwijała się w najlepsze. Gdy polskie społeczeństwo pytało Balcerowicza w 1991 roku - dlaczego pomimo zmiany ustroju nadal nie zarabiają tyle co Niemcy (jak Polacy śmieli porównywać się do Niemców!) - ten "ekonomista", z wątpliwym doktoratem, tłumaczył głupim polaczkom, że "jesteśmy jeszcze młodą demokracją", "Niemcy mają większą wydajność", "podnieście swoje kwalifikacje" (niestety, czwarty kierunek studiów nic nie zmieniał). Niektórzy jednak zauważali, że taki typowy Norweg, często niepiśmienny chłop rozładowujący w przystani morskiej skrzynki z rybami - zarabiał dziesięciokrotnie więcej niż bardzo dobrze wykształcony Polak pracujący na dwa etaty. Balcerowicz i jego następcy chłodzili emocje i obiecywali, że już niedługo, zaraz, tuż tuż... i że to wina opozycji. A "polaczki" w to wierzyli. Kościół w tym czasie przejął większość ziem w Polsce (albo osobiście w ramach działań Komisji Majątkowej albo poprzez podstawione spółki zarządzane przez "swoich" ludzi). Dla nich "demokracja nie była nigdy zbyt młoda", a brak czterech kierunków studiów nie stanowił nigdy przeszkody. Warunkiem tych przekrętów była ogólnopolska wiara ludu, że nie należy się porównywać, nie należy chcieć więcej, materializm to zło, Jezus był biedny i urodził się w stajni, ubóstwo podoba się Bogu, "morda w kubeł", "widły i do gnoju!". 

 


 

Tego typu społeczne postawy nie mogły nie mieć wpływu na myśl filozoficzną i na "rynek samorozwoju" dzisiaj. Myśl Balcerowicza została wyssana "z mlekiem matki". Obecnie nie jest więc rzadkością pogląd, że nie należy porównywać się do innych, bo to przynosi tylko cierpienie i nic nie daje.

Tak, jeśli takie porównywanie kończy się tylko na porównywaniu. Jednak błędem byłoby nie zauważyć, że porównywanie się do innych:

- wskazuje nam na błędy w naszym życiu, na to, że "coś robimy nie tak", skoro inni - mniejszym nakładem sił - osiągają swoje cele, a my (większym nakładem sił) ich nie osiągamy;

- pokazuje, że niektóre rzeczy są nie do przeskoczenia i nie zależą od naszego wysiłku, postawy, rozwoju ani zajęć z jogi (w szerokim znaczeniu); nasze życie determinuje genetyka oraz rodzina, w której urodziliśmy się (to naprawdę jest ciężkie do zmiany); Balcerowicz będzie starał się wam wmówić, że to wina waszej postawy, braku wykształcenia, braku pozytywnego myślenia... i że powinniście podjąć pracę na trzeci etat, a poza tym należy chronić gospodarkę "przed przegrzaniem". Nie wierzcie mu! Refleksja, że to, "co dla jednych jest podłogą, dla innych jest sufitem" - pojawia się zarówno w "Lalce" Bolesława Prusa, jak i w tytułowej "Granicy" Zofii Nałkowskiej. Inni na samym starcie będą mieli to, co Wy na swojej mecie. To bardzo niesprawiedliwe, ale ważne jest, abyście wyciągnęli z tego wnioski i przestali wierzyć, że sukcesy i porażki są wynikiem Waszego wysiłku lub jego braku. Gówno prawda! Są wynikiem genetyki i pozycji społecznej odziedziczonej po rodzicach (wpojone przez rodziców wartości i wzorce zachowań - są właśnie pokłosiem tej pozycji). Najważniejsze: czy zmienicie w tym momencie cały swój światopogląd, czy też nadal będziecie wierzyć w bajki i działać zgodnie z ich przekazem? Tu możliwy jest zysk (światopoglądowy) lub Wasza strata;

- jest inspiracją do osiągania celów, jeśli tylko są one w Waszym zasięgu (i znowu ta genetyka i rodzina!);

- jest w stanie pokazać Wam, którzy z Waszych znajomych są na jakimś tam etapie rozwoju świadomości, a którzy tkwią w mitycznym świecie swoich wyobrażeń; lepiej to wiedzieć, czy też lepiej tego nie wiedzieć??? Jak myślicie?

- czasami pokazuje, jak rozwiązać pewne problemy niewielkim wysiłkiem; wcześniej nie zauważaliście tej możliwości, bo ktoś Wam powiedział, że nie powinniście porównywać się z innymi i że "morda w kubeł", cieszcie się tym, co macie... ale nie zapomnijcie wypracować zysków dla swojego pracodawcy i Kościoła!

Czasami dobrze jest porównywać się do innych. Mądrze to robić - dobrze jest!


Komentarze