O fotografice

Będąc nastolatkiem napaliłem się na fotografowanie. Nic wyjątkowego. Robiło to tysiące moich rówieśników.

Byłem wtedy przeświadczony, że w fotografii kryje się coś więcej, jakaś metafizyka; że to nie tylko obraz i nie tylko to, co przedstawia, ale także coś ponad to, coś obok, coś równocześnie, coś wewnątrz.

Też nic wyjątkowego. Tak myślało tysiące moich rówieśników.

Bardzo nie lubię tego słowa, ale chodzi tutaj o to, co ludzie nazywają "fotografią artystyczną".

Co to jest? Łatwiej chyba definiować poprzez negacje. Nie są to fotografie naszych małych pociech, relacje z imienin cioci, fotki z wakacji nad morzem. Nie jest to fotografia reklamowa, ani fotografia dokumentalna. Nie są to piękne widoki zapierające dech w piersiach ani portrety starych pomarszczonych ludzi, tym bardziej ciała pięknych kobiet.

Nie chcę tutaj negować wartości powyższych przykładów fotografii. Nie chcę też mówić, że to kicz. Zupełnie nie o to chodzi. Sam lubię upamiętniać piękne widoki, a fotografię dokumentalną wprost uwielbiam: ujęcie emocji, niezwykłych zestawień sytuacji, żart sytuacyjny.

Osobiście fotografuję piękne krajobrazy od lat. Dokumentuję także architekturę miejską. Nigdy jednak ani razu nie pomyślałem o tym "fotografia artystyczna".

Domyślam się, że "winę" tutaj ponoszą studia filozoficzne. Nie tak łatwo mówić po nich o "kryjącym się w fotografii absolucie", "głębi spojrzenia", "drugim dnie". Po prostu: filozofia robi to lepiej. Jeśli chcesz metafizyki i głębi - studiuj filozofię, nie fotografikę.

Może więc nie istnieje coś takiego jak "fotografia artystyczna"?
Tego nie wiem, ale rozmyślam o tym od dwóch lat. Wydaje mi się, że fotografia, która ma być "czym więcej" powinna spełniać dwa wymagania:
  • być prawdziwa - żadnych sztucznych sytuacji, zdjęć w opuszczonych budynkach i na torach kolejowych (chyba że modelka jest kolejarzem); żadnych starych ludzi i insynuacji, że skoro są pomarszczeni to są także mądrzy i kryje się w nich jakaś głębia człowieczeństwa; żadnych dramatów wojennych, bo że jest rozpacz to oczywiste, ale nie mówi to nic o danym człowieku, o jego życiu w czasie pokoju; sport to sport, reportaż to reportaż, a piękne akty to tylko piękne akty - powierzchowny fragment ich istoty  i to wcale nie najważniejszy;
  • nie powinna być pretensjonalna - czyli nie powinna mieć pretensji do czegokolwiek, nie powinna być napuszona i mówić: "Spójrzcie! Jestem artystyczna!". Sama ekspozycja takiej fotografii w przestrzeni galerii - już jest w jakimś sensie pretensjonalna. A co dopiero, gdy chce ona nam ukazać "istotę rzeczy", "inny wymiar", "ukryte znaczenie"...

    Nie wiem, czy spełnienie tych warunków jest w ogóle możliwe. Może to tylko pusty postulat.

    Pół roku temu udało mi się w Rzeszowie wykonać pewną fotkę, która bardzo podoba mi się i ciągle nachodzą mnie myśli o tym, że może ona być właśnie przykładem takiej fotografii prawdziwej i niepretensjonalnej. Nie ma w niej nic wzniosłego ani napuszonego. Nie chce ona ukazywać niczego ważnego ani wyjątkowego. Czuć w niej samotność, ale bez zadęcia i bez przesady. Nie jest wyjątkowo piękna ani odkrywcza, nie jest w ogóle wyjątkowa w jakimkolwiek sensie. Nie jest też wyjątkowo zwyczajna. Ukazuje jakiś fragment rzeczywistości na tej Planecie, jakąś chwilę, ale nie próbuje nikogo przekonywać, że jest to wyjątkowe miejsce i wyjątkowa chwila. Nie jest mądralińska i przeintelektualizowana, nikogo niczego nie uczy ani nikogo nie chce sobą zachwycać.

    Czasami więc wydaje mi się, że udało się. Choć samo to stwierdzenie i przekonanie już jest trochę pretensjonalne.

Rzeszów

Komentarze