Słowiańskich eventów unikam!

W tym roku, kilka już osób zagaiło mnie o słowiańskie eventy, jakieś zloty, inscenizacje, rekonstrukcje historyczne... lub też jakieś warsztaty odnowy duchowej, mistyczne zgrupowania... aby szukać swojego wewnętrznego dziecka, medytować, zatańczyć, poprzytulać się do drzew, kamieni i siebie. To z reguły spotkania, gdzie łączy się duchowość, wegetarianizm, multikulti... Kogóż tam nie ma: i hippisi, i krysznowcy, i buddyści, i miłośnicy aborygenów, i polscy indianie. Nie zabraknie nawet warsztatów z cyklu "Zaprzyjaźnij się ze swoją waginą" skierowanych do "kobiet mocy"... Itd., itp.

Nie oceniam. Nie nabijam się (no, może trochę) ;-)



Sam jednak w to nie wchodzę z następujących 4 powodów:

1. Bo jestem mizantropem, nie przepadam za ludźmi, szybko mnie nudzą (nawet tak dziwaczni).

2. Bo (twierdzę stanowczo!) każde doświadczenie duchowe jest doświadczeniem indywidualnym. Nie ma zbiorowych doświadczeń duchowych. Naprawdę! (A kulturą słowiańską zajmuję się właśnie ze względu na doświadczenie duchowe... i promowanie prawdy historycznej).

3. Bo jednak 90% tych ludzi to pozoranci. Pamiętajcie: prawdziwi "drwale" mają boreliozę i szybko umierają. Ci, co nie mają boreliozy, coś słabo w lesie przebywają. W domu mama z zupą czeka!

4. Bo, nawet gdybym się jakoś przełamał (czyli wypił z litr dobrego wina), pewne szybko puściłyby mi nerwy widząc przekłamania kulturowe. Widzę je zresztą każdego dnia na licznych serwisach i na Facebooku. Milczę i robię "ommmm". Mamy wystarczająco dużo wrogów zewnętrznych (np. katolicyzm), aby się jeszcze wewnątrz gryźć. Ale czasami nie wytrzymuję. Oto najpopularniejsze mylne przekonania związane z kulturą słowiańską:

  • Równość płci - gdy tym czasem, kultura słowiańska była patriarchalna, choć nie w tym znaczeniu, w jakim chciałyby to widzieć feministki. Był wyraźny podział na role męskie i żeńskie bez dyskryminowania żadnej z nich: uważano, że pewne rzeczy, święta, obrzędy, przedmioty, stroje i zachowania - przeznaczone są tylko dla kobiet, inne zaś dla mężczyzn. Ani żaden facet nie dorówna kobietom w tym, co jest dla nich, ani żadna kobieta nie dorówna mężczyznom w tym, co jest dla nich. Księżyc (i święta księżycowe) były kobiece, Radunia była dla kobiet, woda (jako żywioł), kręgi (spotkania) kobiet (pozostałością tego są dzisiejsze "kluby mam" w niemal każdym mieście... czy dawniej: skubanie pierza (co było tylko pretekstem do kobiecych spotkań i rozmowy). Bębenki (instrumenty) były dla kobiet i tamburyna... ale piszczałki, trąby i inne falliczne didgeridoo - tylko dla mężczyzn. Kobiety nie dotykały instrumentów męskich ze względu na szacunek do mężczyzn... a mężczyźni nie dotykali instrumentów żeńskich ze względu na głębokie poważanie dla natury kobiecej. Kobieta nie mogła dotykać noża mężczyzny (bo kalała go w ten sposób i odbierała mu moc)... a podanie takiego noża innemu mężczyźnie traktowano jako najcięższą zniewagę. Zwyczaj ten zachował się zresztą jeszcze przez wiele wieków nawet wśród rycerstwa chrześcijańskiego. Można by tak jeszcze wymieniać godzinami tę rozdzielność pierwiastka męskiego i żeńskiego opartą o wzajemny szacunek. Gdzie on się dzisiaj podział?
  • Wianki - nosiły dziewice! Koniec, kropka. Do dnia dzisiejszego pozostał w naszym języku zwrot "oddać wianek" / "stracić wianek" / "zachować wianek". W dawnych czasach nosiły je małe dziewczynki (jako wyraz niewinności), oraz 14/16-letnie dziewki, które chciały związać się z mężczyzną... i w Noc Kupały puszczały je na wodzie, a ich wybrańcy robili, co mogli, aby je z wody wyłowić i zdobyć upatrzoną dziewczynę... a gdy już ją zdobyli, ofiarowywali rodzinie dziewczyny tzw. "wiano" - czyli symboliczną zapłatę za jej dziewictwo (wianek). Wianków nie nosili faceci (na Peruna!)!!! Nie nosiły go już te kobiety, które wyszły za mąż (one nosiły urocze białe czepki - stąd: "białogłowa" - wcześniej odcinając rytualnie swój warkocz). Widząc więc na tych zlotach 40-latki z wiankami (w żadnym znaczeniu nie dziewice), a nawet facetów z wiankami - mógłbym nie wytrzymać nerwowo.
  • Swastyki - choć miały różne formy (w tym tzw. kołowrotu), to zawsze wyrażały jedno: słońce wędrujące po niebie. I na naszych szerokościach geograficznych (czyli tu, gdzie powstał ten symbol i skąd pochodzi --> Ukraina) był to zawsze kierunek z lewej do prawej odzwierciedlający ruch słońca ze wschodu na zachód. Oczywiście, w innych częściach świata, na południu, blisko równika (tam, gdzie dotarła pierwsza wielka emigracja słowian), ruch słońca można interpretować odwrotnie: z prawej do lewej. I rzeczywiście, w Indiach spotykano swastyki "kręcące się" z prawej do lewej (choć też rzadko!). W Polsce jednak taka swastyka oderwana jest od czegokolwiek (a przecież jądrem kultury słowiańskiej jest powiązanie z przyrodą). Nawet wskazówki naszego zegara kręcą się zgodnie z ruchem słońca na niebie (pozostałość po zegarach słonecznych). Warto zauważyć, że swastyka nazistowska (na szczęście) jest wadliwa, co wynikało z braku jakiejkolwiek wiedzy o jej istocie i pochodzeniu samych Niemiec. I dobrze!
  • Kalendarz - czyli kolę-darz, oparty był o fazy księżyca i ruch słońca. Trzy lata temu, podczas próby rekonstrukcji kalendarza słowiańskiego, testowałem różne teorie na jego temat. Okazało się, że kalendarz musi być oparty o fazy księżyca i ruch słońca, że nie ma po prostu logicznej możliwości stworzenia innego modelu kalendarza. Tak więc obchodzenie święta Peruna dnia 20 lipca (głośne wydarzenie na Facebooku) jest zupełnie bezsensowne i nie powiązane z niczym w świecie przyrody. To katolicka naleciałość z czasów transformacji kalendarza słowiańskiego na kalendarz urzędniczy Juliusza Cezara. Jak już, święto to obchodzono zapewne 21 lipca kalendarza słowiańskiego, czyli w dniu rozpoczęcia ostatniej kwadry księżyca (połówka księżyca). Pełnia zawsze była poświęcona kobietom (żeńskie bóstwa), połówki księżyca - pierwiastkowi męskiemu (męscy bogowie). Nów to czas demonów i duchów zmarłych (Halloween, dziady i te sprawy). Patrz więc na księżyc, nie na współczesny kalendarz!
  • Symbole - pokrótce: pierwszym godłem Polski był kogut, nie orzeł (patrz pierwsze polskie monety). Kogut ma bogatą tradycję ludową (patrz: motywy kujawskie, łowickie i inne), a orzeł nie ma żadnej tradycji (pomijam już fakt, że bielik nie jest orłem). Co więc robią koszulki z motywem orła w słowiańskich sklepach i na słowiańskich zjazdach? A tym bardziej (o zgrozo!) z orłem w koronie? Korona to symbol typowy dla naszych okupantów, Rzymu, religii katolickiej. Korona to atrybut króla (stanowisko wymyślone przez Kościół, jako element polityki feudalnej). Oznacza władcę podległego chrześcijańskiemu Bogu (w praktyce: papieżowi). Niech wam Perun wybaczy! To samo zresztą z mieczem używanym podczas różnych rekonstrukcji historycznych. Kształt miecza to nie przypadek: symbolizuje krzyż. To taki symbol religijny tych, którzy tutaj przybyli ze Świętego Cesarstwa Niemieckiego, wyrżnęli część słowian, z reszty uczynili pańszczyźnianych chłopów, a najważniejsze stanowiska w państwie obłożyli urzędnikami nowej religii. Bądź tego świadom.

Podsumowując, sami widzicie, że jestem chyba cholerykiem i niezbyt dobrze komponowałbym się z innymi uczestnikami takich imprez. Nie tego w tym wszystkim szukam. Ale jeśli są dla Ciebie ważne (tylko) emocje, doznawanie chwil, zafalowanie różnych stanów emocjonalnych, zabawa - nie mam nic przeciwko. Mamy teraz wszyscy o wiele poważniejszy problem: Szyszkę. Fanatycznego katolickiego ideologa, który wzorem swoich przodków z Zachodu, chce nam powycinać święte gaje i pobudować na tych miejscach kościoły.

Komentarze