Appendix: Test na inteligencję

Ja to mam pecha. Zaczepiam matematyczki, aby porozmawiać o fascynującej sprawie niewspółmierności przekątnej kwadratu (sprawa poważna, bo wielu pitagorejczyków popełniło z tego powodu samobójstwo)... i nic. Problem dzielenia przez zero? Nie kumają problemu. Studia niby skończone, wiedza niby jest... ale pasji brak. Tej pasji! Tej, która ze Skłodowskiej uczyniła Skłodowską.

Zaczepiam potem historyczki, aby porozmawiać o reakcji pogańskiej, metodach datowania C14, i statusie protestantów za czasów Zygmunta III Wazy. I to samo zdziwienie w oczach... a nawet jakiś przestrach, co to za wariat, o historii chce rozmawiać, zboczeniec jeden!

Jak łatwo się domyśleć, rozmowa z absolwentką biologii na temat jadalności roślin leśnych - też mi się nie udała. Jak i próba zagajenia chemiczki o wzór chemiczny amigdaliny, która wchodzi w reakcje z komórkami rakowymi.

Jakiś czas temu dałem nawet ogłoszenie na FB... że chcę porozmawiać z jakąś panią o bardzo ciekawym filmie BBC na temat dziedziczenia neandertalskich genów przez współczesnego homo sapiens sapiens. Zerowa reakcja.

Wczoraj podjąłem jeszcze jedną próbę, ogłosiłem konkurs świąteczny z nagrodą książkową, trzeba było zgadnąć co to za cytat (po rosyjsku; podpowiem, że z Biblii)... i z którego wieku pochodzi. Banał! I zero odpowiedzi.

Tak, wiem, pewnie robicie mi na złość... lub jesteście gdzieś głęboko pochowane po lasach... i dlatego tak.

Ale ja szczerze wierzę, że rzeczywiście mam po prostu pecha (to nie ironia!). Bo przecież znam parę pasjonatek w poszczególnych dziedzinach i wiem, że gdzieś istniejecie.

Ale tak w ogóle, wspominam o tym tylko (i nadal) w kontekście "sprawy Korwina"... bo inteligencja naprawdę nie jest dla mnie czymś najważniejszym i dużo bardziej imponują mi pewne cechy charakteru.

Żeby pociągnąć (ale i też zakończyć) temat inteligencji, przygotowałem dla Was taki mały test na IQ, krążący od dłuższego czasu po Internecie.


W moim wydaniu, jest to jednak test czterostopniowy.

1. Pierwszy, najłatwiejszy poziom, to przeczytać napis. Jakiejś tam inteligencji to wymaga, ale raczej większość sobie z tym poradzi.

2. Drugi stopień, to zrozumieć i skomentować sensownie treść tego napisu. Czy się z nim zgadzasz i dlaczego tak lub nie... jakie są dowody na jego prawdziwość lub fałszywość... teza ta oparta jest o metodę weryfikacji czy falsyfikacji (bardziej w ujęciu Karla Poppera czy Paula Feyerabenda)... itp.

3. Trzeci stopień, to wiedzieć, że autorem tego cytatu wcale nie jest Hawking. Skąd to wiedzieć? Hmm... sam nie wiem. Może stąd, że zdanie nie jest w stylu Hawkinga (więc musisz w ogóle znać styl Hawkinga). I wiedzieć, że jest bardziej w stylu darwinistów (więc musisz znać styl prac darwinistów i szczególnie stan dyskusji naukowej na przełomie wieku XIX/XX). Jednym słowem musisz być trochę oczytany i otrzaskany w tym temacie. Mieć za sobą filmy Davida Attenborougha, Arthura Clarka i Jean-Michela Cousteau.

4. Czwarty stopnień, to umieć socjologicznie i psychologicznie wyjaśnić, jak to się stało, że w świat poszedł fałszywy cytat i uwierzyło w niego miliony. Że był powielany przez znakomitych dziennikarzy telewizyjnych, przez kongresmenów, aktorów, mistrzów olimpijskich i wielu profesorów uczelni. Czy bardziej tutaj zadziałało to o czym pisał Gustave Le Bon, czy też raczej Salomon Asch, Stanley Milgram... a może też trochę Rene Girard?

Komentarze