O kobietach

Kiedyś, tak półserio, wymyśliłem sobie podpis pod profilem w sieci (taka wizytówka jakby): "Inteligentny aż do nieprzyzwoitości, łowca zdarzeń niezwykłych, miłośnik kobiet i astronomii". Zdanie było fajne, bo było prawdziwe ;-), drażniło ludzi i skrótowo określało to, co mnie w życiu interesuje i czym się zajmuję.

Od ponad roku czasu nie utożsamiałem się jednak z nim. Na astronomię i podróże - zabrakło czasu. Moja córka z nowotworem. Ja chory, w zasadzie na skraju życia. Kobiety obrzydły mi, przestałem je lubić. Wypadałoby więc usunąć ten podpis. Tak myślałem. Zwlekałem.

Waldemar von Kozak, "Robot".


Ostatnio jednak coś się delikatnie zmienia. Moje uczucia do kobiet (jako "gatunku") zaczynają się ocieplać. Było trochę medytacji, trochę rozmyślań. Zaakceptowałem pewne fakty związane z porządkiem Natury... z naszą Planetą, jej miejscem we Wszechświecie i prawami, które tym wszystkim rządzą. Chyba zmieniłem się.

"Dzieci Oazy", 1986.


Zaczynam lubić kobiety. Oczywiście nie wszystkie i nie w takim stopniu jak dawniej, nie w takim stylu. Moje spojrzenie na kobiety określiłbym jako realistyczne. To świadomość zalet i wad... ale przede wszystkim pewnych zasad i instynktów, które rządzą relacjami damsko-męskimi. Tę świadomość trudno zazwyczaj zaakceptować komuś, kto od urodzenia miał idealistyczny i skrzywiony obraz świata.

Boris, 1991.


Kultura, w której żyjemy, przedstawia nam spaczony obraz stosunków damsko-męskich. Okłamuje nas. Bardziej pokazuje to, co chcielibyśmy uznać za prawdę niż to, co nią jest. Bardziej to, co myśli nasze ego i superego - niż to, co wypływa z głęboko schowanego id.

Dawno temu w Mysłowicach.


Przyroda to nie tylko okrucieństwo. Sporo w niej poświęcenia i zachowań altruistycznych. Samice z poświęceniem życia bronią swojego potomstwa... słonie i małpy grzebią zmarłych członków stada... zwierzaki bronią zaciekle swojej społeczności przed drapieżnikami, dzielą się jedzeniem.

Ale znacie jakiś dokument przyrodniczy, w którym samica pomagałaby choremu samcowi? Lub rannemu? Doglądałaby go, przynosiła coś do zjedzenia, trwała przy nim w tych trudnych chwilach, otaczała czułością?

Uświadomiłem sobie, że ja takiego momentu nie pamiętam (a namiętnie oglądam filmy przyrodnicze).

Taki instynkt... a podobno nie można obrażać się na fakty i instynkty. Podobno należy przyjąć je do wiadomości. To podobno koi duszę i pozwala w miarę optymistycznie patrzeć w przyszłość. Pozwala żyć. I pozwala nawet wykrzesać jakiś rodzaj sympatii do takiej rzeczywistości. Co niniejszym czynię. ;-)



Komentarze