To ojcowie wychowują

Wczoraj, gdy robiłem zakupy w Lidlu, byłem świadkiem takiej oto sceny: wchodzi do sklepu matka z 3-latkiem, zatrzymują się w dziale z pieczywem, ona odwraca się na moment, chłopczyk w tym czasie otwiera sobie gablotę w bułkami, wyciąga bułki na podłogę i zaczyna się nimi bawić. Obsługi sklepu jak zwykle nie ma... Czekam na ten moment, gdy matka odwróci się, zauważy sytuację i zareaguje. No i w końcu odwraca się, zauważa i cała rozanielona i w zachwycie zwraca się do chłopczyka słodkim głosem: "O! Jak ty się ładnie bawisz! To są twoje samochodziki?...".


W tym momencie przypomniał mi się Erich Fromm i jego słynna "O sztuce miłości". Książka jest zwodnicza, a do tego na Wikipedii znajduje się fałszywy jej opis, który przedstawia tezy Fromma jako banały... że mamy się kochać, wkładać wysiłek w miłość, uczyć się jej... bla, bla, bla.

Tymczasem, Fromm mówi w tej książce rzeczy rewolucyjne i niepopularne. Jego tekst jest odpowiedzią na kryzys związków (rozpad związków), który pojawił się na Zachodzie już w latach '50 (do nas ta fala dotarła dopiero w latach '90). Statystyki są rzeczywiście wymowne i każdy może je sprawdzić w swoim urzędzie miasta: ponad 50% małżeństw rozpada się w ciągu pierwszych 7 lat trwania, część z nich w okresie późniejszym, a te które przetrwają - w dużej części nie są szczęśliwe lub są zaledwie poprawne. Statystyki nie wliczają w to rozpadu związków nieformalnych - co dawałoby w całości jeszcze bardziej pesymistyczny obraz.

Związki oparte o emocje i uczucia - muszą się rozpaść... gdyż emocje i uczucia z natury swojej są czasowe: rodzą się pod wpływem różnych sytuacji (nigdy z góry nie wiemy jakie to będą sytuacje i nie jesteśmy w stanie ich wytworzyć na zawołanie), trwają, a potem wygaszają się. To zwykła chemia, gospodarka hormonalna. Związki oparte o hormony są z góry skazane na niepowodzenie. Mózg nie jest w stanie wytwarzać dopaminy cały czas. Zazwyczaj trwa to dwa miesiące, czasami 2 lata... ale w końcu ustaje. Stąd takie statystyki, w świecie, gdzie króluje mit "miłości romantycznej" (czyli opartej o emocje i uczucia).

Książka Fromma jest odpowiedzią na tę sytuację, odmienną propozycją postrzegania miłości (jaką? a to sobie już poczytajcie).

Inną kontrowersyjną tezą autora jest postrzeganie miłości matczynej, bezwarunkowej, jako formy miłości niedojrzałej. Sic! W świecie, gdzie hołubi się miłość bezwarunkową, wynosi się ją pod niebiosa, marzy się o niej (mogę robić co chcę, być jaki chcę - a i tak będę zawsze kochany) - Fromm wylewa kubeł zimnej wody na głowę.





Nie rozstrzygam tutaj, czy miłość matczyna (bezwarunkowa) jest czymś dobrym, czy złym, potrzebnym, czy nie. Zapewne jest potrzebna i stanowi naturalny element świata dziecka.

Problem leży gdzieś indziej... Kiedyś dziecko było wychowywane przez oboje rodziców. Miało styczność zarówno z miłością bezwarunkową (która kształtuje pewność siebie i daje poczucie bezpieczeństwa), jak i ojcowską, warunkową (która wychowuje, kształtuje ambicję, uczy współżycia społecznego, uczy pracowitości, stawiania wymagań samemu sobie). Taka miłość (warunkowa) jest ważnym i niezbędnym sygnałem dla dziecka: "To nieprawda, że w dorosłym życiu będziesz kochany za NIC... nieprawda, że możesz robić co chcesz, być jaka chcesz... że nie musisz wkładać żadnego wysiłku w utrzymanie związku, bo i tak zawsze będziesz kochana".

Taki sygnał jest niezbędny dla dziecka! Dlaczego? A no dlatego, że zawiera po prostu prawdę o świecie, o rzeczywistości.

W świecie, gdzie większość dzieci wychowuje się bez ojca (rozpad związku... lub po prostu ojciec nie bierze udziału w wychowaniu dziecka, bo sam nie był wychowywany przez ojca) - tego elementu brakuje. Dzieci gdy dorosną nie potrafią odnaleźć się w rzeczywistości, w której jednak istnieje miłość warunkowa. Nie są przyzwyczajone do tego, że w związek trzeba włożyć wysiłek (tego wysiłku oczekują od partnera, ale nie od siebie), po prostu siedzą tak z pretensjonalną miną i dają milczący sygnał swojemu partnerowi: "No zrób coś, aby mi się chciało... zrób coś, abym znowu poczuła emocje... Ja nie muszę niczego robić, aby być kochaną... mama zawsze kochała mnie przecież za nic, bezwarunkowo". Jeśli świat nie spełnia naszych oczekiwań, rodzą się kolejne rozczarowania ("Wszyscy faceci są beznadziejni!").

Dlatego właśnie: Ojciec ze swoją miłością warunkową jest niezbędnym składnikiem w procesie wychowywania dziecka!

Gdy byłem ostatnio na placu zabaw ze swoją córką, tuż obok jakiś ojciec grał w piłkę nożną ze swoim 5-letnim synem. Uczył go kopać piłkę, strofował go dość często, wskazywał na błędy. Był w tym wszystkim ciepły, kochający choć zarazem szorstki. Ojcowski po prostu. Ktoś powie, że chłopczyk może przejawiać w przyszłości brak wiary we własne możliwości. Spokojnie! Po powrocie do domu miał przecież kontakt z miłością bezwarunkową. Dwa składniki, jak Yin i Yang.

Dzięki miłości warunkowej, osoba w dorosłym życiu będzie potrafiła współpracować z innymi, iść na kompromisy, stawiać wymagania sobie (a nie innym), czasami wątpić w swoje możliwości (co jest dobre, bo uczy pokory), szukać nowych rozwiązań znanych problemów, wkładać wysiłek w związek, zważać na uczucia innych. Jednym słowem, nie będzie dupkiem / zblazowaną lalunią. Nie będzie też dzieckiem, które w Lidlu bawi się bułkami. ;-)

A jak sprawa przedstawia się z Twoim dzieckiem?




Komentarze