Dr House wanted!

W ostatnich postach żegnałem się już z życiem. Teraz mogę powiedzieć to na głos (samemu sobie przede wszystkim): byłem przekonany, że mam nowotwór w mózgu. Rezonans jednak tego nie potwierdził (choć to nie 100% pewności). Od miesiąca przechodzę różne badania: i nic! Zatoki wykluczone, oczy są w porządku, doppler jest OK, ciśnienie OK, cukrzycy brak, tarczyca wykluczona, EKG dobre, kręgosług szyjny także w miarę dobrze, parametry krwi w porządku, przyczyna psychiczna wykluczona. Mój neurolog nie widzi nic niepokojącego, tak samo jak mój laryngolog.

Na odczepnego biorę tabletki na poprawienie krążenia krwi w mózgu. Czuję jednak, że to nie to.
Ostatnio na mojej liście podejrzeń znalazła się borelioza (to naprawdę paskudna bakteria). Na wszelki wypadek zafunduję sobie także masaże kręgosłupa.

W każdym razie, nadal nie wiadomo dlaczego mam zawroty głowy i szumy w uszach.

Publiczna służba zdrowia w Polsce to oczywiście fikcja. Żaden z pacjentów, który znalazł się w poważnym stanie, nie będzie czekał pół roku na zrobienie rezonansu czy wizytę u lekarza specjalisty. Trzeba wszystko robić w formie płatnej, każdą konsultację, każde badanie. Biorąc pod uwagę, że w tym samym czasie mam jeszcze córkę z nowotworem mózgu - to wszystko pochłania tysiące złotych miesięcznie, o wiele więcej niż zarabiam. Nie jest łatwo. Bez pomocy paru osób byłoby naprawdę ciężko.

Lence dajemy teraz specjalną odmianę grzybka Reishi (sam także biorę), który pobudza układ odpornościowy do walki z nowotworem. W przygotowaniu także terapia z użyciem preparatu Taw-Taw, który ponoć odcina guzy nowotworowe od pożywienia (np. od glukozy i B12). No i czekamy na radioterapię (po licznych konsultacjach, zdecydowaliśmy się jednak na tę formę).

Przygnębiony jestem: Lenka będzie miała trzecią tomografię w ciągu 4 ostatnich miesięcy (to dawka odpowiadająca conajmniej 1500 zdjęciom rentgenowskim). Tego powinni zabronić, ale pewnie upłynie jeszcze wiele lat, zanim zmienią technologię, a przede wszystkim sposób myślenia. Badania jednoznacznie wykazały, że 2 procent osób po tomografii ma wtórnego raka (nie chodzi o przerzuty starego nowotworu, lecz o powstanie nowego). Czy 2% to dużo czy mało? Jak powiedziała jedna z kobiet z którą na ten temat rozmawiałem: "To zależy, czy jest się w tych 2 procentach". Nic dodać, nic ując.

No i pozostaje jeszcze sama radioterapia. Lenka zostanie unieruchomiona w specjalnym (ołowianym?) skafandrze, zostanie w tej pozycji sama w sali i nie będzie mogła ruszać się conajmniej minutę (naświetlanie głowy i kręgosłupa). Dla 5-latki to poważne wyzwanie (w zasadzie dla osoby dorosłej także, co wiem po doświadczeniu z rezonansem).

Marzę o tym, aby następne notki były poświęcone moim życiowym pasjom, a nie chorobom. Takie marzenie!

Komentarze

  1. Cieszę się, że nic poważnego Panu nie dolega.

    OdpowiedzUsuń
  2. Robert, czy na stronie gdzieś jest tel. lub mail do Ciebie? Nie mogę go znaleźć. Pewnego dnia w listopadzie (już nie pamiętam z jakiej przyczyny) wpisałam Twoje imię i nazwisko w necie (coś szukałam), wtedy znalazłam bloga i akurat post o córce. Wiem, że już słyszałeś tysiące "Dobrych rad", ale chciałam się podzielić czymś od siebie. Ewa Kostoń ewa.koston@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Wysłałem już namiar na Twój e-mail.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz