Walka z nowotworem

Ostatnie dni to dużo czytania, studiowania. Także rozmowa z lekarzem prowadzącym. Co z tego wszystkiego wynikło? Jakie wnioski?
  • witamina B17 - wszystko wskazuje, że to oszustwo; nie ma badań, które potwierdzałyby skuteczność tego związku, są czasami jednostkowe doniesienia "mi to pomogło" (czy rzeczywiście to, a nie coś innego?), lecz są i takie doniesienia, że nie pomogło (relacje rodziny osoby chorej, która już leży na cmentarzu); potrzebny byłby jakiś dobry chemik, który by stwierdził, czy zakładany schemat działania amigdaliny jest w ogóle teoretycznie sensowny (że niby jest w otoczce glukozowej, która osiada tylko na komórkach nowotworowych i dopiero tam uwalnia cyjanek);
  • zabieg protonowy - owszem jest bardziej bezpieczny (w tym sensie, że bardziej precyzyjny); koszt takiego zabiegu w Hannowerze to 300 tys. zł; ale jak stwierdziła pani onkolog, dyskutowano o tym, na ostatnim sympozjum onkologicznym w Warszawie i okazało się, że ma to też swoje wady: nie zawsze niszczy komórki rakowe znajdujące się wokół guza; nie ma też żadnych badań dotyczących dzieci (do tej pory stosowano to jedynie na dorosłych); podobno taki sprzęt będzie wkrótce działał w Krakowie; na głowie niż nigdy nie odrastają włosy --> i to mnie martwi, nie ze względów estetycznych, ale medycznych;
  • terapia genowa - w Houston taki zabieg kosztuje ok. 800 tys. zł; do końca nie jestem pewny, czy łączyć to z kliniką dr Burzyńskiego, której metod nie zaakceptował FDA... tzn. administracja stwierdziła, że nie ma żadnego medycznego potwierdzenia, że stosowana metoda jest skuteczna w leczeniu raka; z tego, co udało mi się w necie przeczytać wynika, że Burzyński ostatnio zastosował odpowiednie procedury naukowe i dopiero teraz jest testowana skuteczność jego metody.

Biorąc to wszystko pod uwagę, podjęliśmy decyzję o zastosowaniu chemioterapii (szczątki guza bowiem pozostały w mózgu). Obecnie w organizmie Lenki krąży trucizna. Wczoraj straciła przytomność i dostała wstrząsów. Sytuację udało się opanować.

Jeszcze przed podaniem chemikaliów, musiała przejść dwa zabiegi: punkcję kręgosłupa oraz pobranie szpiku kostnego. A dziecko nie wie, co się dzieje, dlaczego ciągle ktoś zadaje jej ból... czy to za karę, że zrobiła coś złego; dlaczego to wszystko się wydarza. Teoria, że złe rzeczy mogą przydarzyć się każdemu i nie mają związku ani z charakterem człowieka, ani nie zważają na jego wiek - jest nie tylko dla dziecka czymś niezrozumiałym. To fakt niezrozumiały dla większości dorosłych ludzi.

Za parę dni dopiero pojawią się wyniki badań szpiku i informacja, czy są przerzuty nowotworu.

Jestem strasznie zawiedziony postępami medycyny na tym polu. Cywilizacja rozwija się technologicznie, 30 lat temu telefon bez kabla wydawał się mrzonką... dzisiaj prawie każdy ma smartfona, w powietrzu latają drony, laser mogę kupić w kiosku za 5zł, a swoją pozycję na kuli ziemskiej mogę określić z dokładnością do kilku metrów za pomocą GPS. W onkologii jakoś tego postępu nie odczuwam: gdy byłem dzieckiem, raka leczono za pomocą radioterapii i chemioterapii... minęło ponad 30 lat, a tu bez zmian: nadal radioterepia i chemioterapia, postęp nastąpił jedynie w jakości sprzętu, który to wszystko obsługuje (co ma mniejsze znaczenie).

Rodzic w tej sytuacji stoi na bezdrożu z poczuciem bezradności i dezinformacji. Musi szybko podjąć decyzję (komórki rakowe ciągle się mnożą, w każdej minucie), a ta decyzja nie jest oparta na niczym pewnym. Cokolwiek zadecyduje, może żałować. Może mieć świadomość, że to właśnie jego błędna decyzja zabiła dziecko.

A przed chwilą wpadł mi w ręce artykuł o tym, że chemioterapia i radioterapia często same są przyczyną nowego nowotworu, w szczególności białaczki --> TUTAJ.

Komentarze

  1. Witam Panie Robercie,
    chorowałam na białaczkę typu C kilkanaście lat temu jako dziecko, leczono mnie chemią, przeszłam 13 punkcji do kręgosłupa, 11 transfuzji krwi. Na szczęście wiele z tego nie pamiętam. Dziś jestem piękną kobietą, która nie boi się niczego. Przez chemioterapię mój organizm jest w większości zniszczony czy zaburzony. Nie wiem czy znalazłby się choć jeden organ w pełni sprawny. Jednakże nie przejmuję się tym. Uważam co jem i żyję dalej.
    Życzę z całego serca Lence żeby wyrosła na piękną i mądrą kobietę, żeby nie bała się o kolejny dzień i zawsze chodziła z wysoko uniesioną głową.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz