Jak trwoga, to do Boga?

To prawda: w momencie zagrożenia życia, tonący brzytwy się chwyta. Żeby uchronić córkę przed śmiercią, gotowy jestem zgodzić się na różne rzeczy: marihuana, zioła (mlecze, czystki), a nawet na czary-mary uzdrowicieli (choć za to nie zapłacę, bo w to nie wierzę... ale wierzę w psychiczną autosugestię, która może mieć wpływ na stan zdrowia --> Joseph Murphy "Potęga podświadomości", Warszawa 1998).

Sam też kilka razy stałem przed śmiercią i wiem, jak zdesperowanym może być wtedy człowiek.

Muszę jednak rozczarować tych, którzy wyznają pogląd, że w obliczu zagrożenia życia, najbardziej twardy ateista zwraca się ku Bogu. Stojąc przed salą operacyjną, gdzie otwierano mózg Lenki... słysząc dźwięk pracującej piły chirurgicznej do cięcia czaszki (to słychać!)... nie uklęknąłem i nie prosiłem Boga o łaskę. Wcale nie z powodu jakieś dumy czy uporu... dla córki gotowy jestem zrobić wszystko, co ma jakieś racjonalne uzasadnienie, co daje choćby nikłe szanse na życie. Jednak, idea Boga, którego trzeba prosić o litość (i interwencję) w takiej sytuacji - obraża nie tylko zdrowy rozsądek, pojęcie dobra i zła, ale cały świat w ogólności.

==========

Widzisz, jak jakieś dziecko tonie... Co robisz?

Widzisz, jak jakieś dziecko płonie... Co robisz?

Widzisz, jak za chwilę kombajn posiatkuje bawiącą się na poboczu polnej ścieżki dziewczynkę... Co robisz?

=========

Czekasz, aż dziecko poprosi Cię o pomoc? Stwierdzasz, że samo jest sobie winne i przyglądasz się tragedii? Uznajesz, że taka jest kolej rzeczy? Lub że winny jest rodzic (kanalia taka) i dlatego dzieciak powinien zginąć?

Dlaczego przypisujesz rzekomemu Bogu cechy, których sam byś się wstydził? Dlaczego uważasz, że Ty (grzesznik i osoba niedoskonała) postąpiłbyś w takiej sytuacji bardziej etycznie od doskonałego, nieomylnego, dobrego, litościwego i wszechmogącego Boga? Czy nie powinieneś wymagać od niego więcej niż od siebie? Dlaczego więc oczekujesz mniej?

Co to za Bóg, którego trzeba prosić o pomoc w takiej sytuacji?

To Bóg-Żaden. To Bóg, którego nie ma (i mówię to bez żadnej buty i satysfakcji).



Po raz pierwszy, z taką wyrazistością, temat był podjęty przez Eliego Wiesela w jego sztuce "The Trial of God". Choć nawet on nie zdecydował się na wniesienie tego oskarżenia ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami.



Komentarze

  1. A propos potęgi podświadomości - była kiedyś (nie mogę teraz nigdzie znaleźć) mowa o chłopcu, który raka mózgu pokonał grą komputerową, metodą biofeedback. "Gra" przedstawiała komórki raka a młody siłą woli (jak to w biofeedback) powodował ich znikanie. Wiedział, że pokonuje wroga, który siedzi w jego mózgu.

    Drugi eksperyment - gimastyczki akrobatyczne podzielono na dwie grupy: jedna trenowała na sali, druga wyobrażała sobie trening z maksymalną dokładnością (taki sam czas). Realne wyniki obu tych grup po czasie tak zróżnicowanych treningów nie różniły się.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz