Nieodnaleziony

Dzisiaj pierwszy dzień moich wakacji, a więc i odrobina więcej czasu na myślenie. Pewien incydent (nie ważne jaki) był impulsem do refleksji nad własnym życiem i przeszłością.

Przypomniał mi się serial "Zagubieni".

Jeden z bohaterów, John Locke (nomen omen), jest mi szczególnie bliski. To człowiek, który większość swojego życia tkwił w złudzeniach i przywiązany był do swoich fałszywych wyobrażeń na temat świata i na temat swoich bliskich. Ci, którzy mieli być dla niego oparciem, okazali się perfidnymi zdrajcami (rodzina). Mimo to, jego niepoprawna wiara w ludzi nie umarła, co doprowadzało do ponownych rozczarowań... jego własny ojciec wykorzystał go po raz kolejny wymuszając oddanie nerki do przeszczepu. Tego typu sytuacje powtarzały się jeszcze wiele razy.

Z jednej strony, żył w ułudzie; z drugiej strony, ta ułuda dała mu sporo siły i ukształtowała wiele pozytywnych cech (choć naiwność pozostała do końca).

A co z moją życiową ułudą? Jak wpłynęła na moje losy, na moje życie? Kim byłbym teraz, gdybym podjął inne decyzje w swojej młodości, gdybym miał bardziej trzeźwy i realistyczny ogląd rzeczywistości? Gdybym urodził się w innym miejscu, w innej rodzinie, kształtowałyby mnie inne słowa, otrzymywałbym inne komunikaty od otoczenia? Czy chciałbym, aby wszystko potoczyło się inaczej?

Komentarze