Robić karierę...

Ostatnio wyprowadzam z równowagi sporo kobiet, a one tym bardziej mnie lubią. ;-) Dzisiaj także spróbuję to zrobić, bo sprawa do tego dojrzała. A i wczorajsze święto pracy, 1 maja, tak jakoś łączy się z tematem.

Od wielu lat niezliczoną ilość razy słyszę w wypowiedziach feministek (ale także kobiet, które uległy tej modzie), iż prawem kobiety (tym o które walczą, choć już je przecież mają) jest "robienie kariery" i "realizowanie się zawodowo". Brzmi niby logicznie i trudno oponować. A gdyby komuś przyszło do głowy zaoponować, od razu dostanie na czoło pieczątkę z napisem "męski szowinista, zwolennik kur domowych". Lęk przed byciem kurą domową (cokolwiek miałoby to znaczyć) jest u kobiet tak wielki, iż budzi ekstremalne emocje. Są i takie kobiety, które mają odwagę przyznać, iż chciałyby być kurami domowymi (ale np. nie mają domu choćby), ale i one czują ciągły wzrok Wielkiej Siostry, która wszystko widzi i wszystko słyszy... i która pewnego dnia zdecyduje o wykluczeniu takiej "kury domowej" z ekskluzywnego kręgu "prawdziwych i niezależnych kobiet". I choć wszyscy (także mężczyźni) jesteśmy zależni od niezliczonej ilości innych ludzi, rzeczy i zjawisk - groźba takiego wykluczenia może być straszakiem.

Kiedyś, jak kobieta doiła krowę - to po prostu doiła krowę. Naraziłaby się na śmieszność mówiąc, że "robi karierę" lub "realizuje się zawodowo". Dzisiaj zwykle nie robi nic bardziej wzniosłego ani wartościowego (dla sprawiedliwości dodam, że faceci także nie). Co się zmieniło? Strój i makijaż? To czyni różnicę? I uprawnia do użycia słowa "kariera"?

Stając w obronie kobiet dojących krowy, muszę stwierdzić, iż to naprawdę bardzo pożyteczna i coraz rzadsza umiejętność, która w normalnych warunkach - poza cywilizacją - decyduje często o przeżyciu całych grup etnicznych, a według historyków i archeologów - umiejętność wręcz rewolucyjna, która 8-10 tysięcy lat temu zmieniła oblicze kultury i losów całego gatunku homo sapiens. Moje uznanie dla kobiet dojących krowy jest naprawdę autentyczne i nie ma tu żadnego żartu; sam nie posiadam tej umiejętności, aż wstyd przyznać się. A chciałbym to umieć, bo choć jestem przeciwnikiem eksploatacji krów, to cenię survival.

Bądźmy przez chwilę racjonalni. Podawanie kawy szefowi - nie jest robieniem kariery, a i głupio byłoby nazwać to realizacją zawodową. Nawet jak robisz to w szpilkach. To niczego nie zmienia - nadal podajesz kawę. Szpilki nie przemieniają w cudowny sposób słowa "praca" na słowo "kariera". Pracując jako kierowniczka w sklepie odzieżowym - nie robisz kariery. Po prostu pracujesz. Będąc nauczycielką nie robisz kariery - zajmujesz się dziećmi (kobiety pełniły tę rolę przez tysiące lat --> patrz: wspólne plemienne wychowywanie dzieci). Będąc pedagogiem i jeżdżąc na konferencje - nie robisz kariery. Będąc nawet kierownikiem firmy spedycyjnej - nie robisz kariery. Zajmując stanowisko kierowniczki Wydziału Komunikacji Urzędu Miejskiego - nie robisz kariery! To zwykłe prace, jedne lepsze, inne gorsze. Karierę być może robi Hillary Clinton lub Julia Roberts... na pewno można było tak powiedzieć o Curie-Skłodowskiej lub Marii Ossowskiej... niech będzie, zgodzę się nawet na Małgorzatę Kożuchowską (choć większość nastolatków, o dziwo!, nie zna jej).


Noszenie kawy, trzymanie w ręce długopisu, a nawet stukanie palcami w klawiaturę laptopa - nie jest umiejętnością bardziej wzniosłą i bardziej zaawansowaną niż umiejętne pociąganie za wymiona krowy. Otwarcie Worda i Facebooka - także nie. Wypełnienie formularza w Excelu i wysłanie e-maila z zamówionym towarem - także nie. To, że robisz to ze szminką na ustach - nie przemienia cudownie słowa "praca" na słowo "kariera" - jak próbują Ci wmówić feministki. Wbrew specjalistom od PR (którzy oczywiście także nie robią żadnej kariery), zmiana nazwy danej rzeczy - nie zmienia tej rzeczy. Zmiana nazwy danej czynności - nie zmienia tej czynności. Choć w oczywistym interesie kapitalistów i ludzi sprawujacych władzę - jest wmówienie podwładnym, iż to co robią jest nobilitujące, ważne, wyjątkowe - i że w ten sposób "robią karierę" i "realizują się zawodowo", a najlepszym na to dowodem ma być samochód służbowy, karnet do klubu fitness i wizytówka (czyli kawałek kartki) z nadrukiem "key account manager".

Kto dał się na ten PR nabrać - ten ogórek! ;-)

Komentarze